W piątkowy wieczór zagnało mnie na Starówkę. A konkretniej to do Vitalisa. Już na schodkach napotkałem doskonałe jazzowe dźwięki. Poczułem, że to właśnie mój klimat. Wspaniały nastrój, niesamowity koloryt muzyki saxofonu. Ehh z tym saxofonem to mam takie wspomnienia z młodzieńczych lat. Jako pasjonat muzyki jazzowej i klimatycznej w wieku 11 lat postanowiłem "naumieć się" grać na saxofonie. Z takim też postanowieniem udałem się do dawnego Pałacyku, gdzie mieściła się centrala naboru młodych talentów. Niestety miła pani powiedziała mi, że sekcja saxa jest już zamknięta, ale ma dla mnie inną propozycję. Ta propozycja nazywała saxhorn. W swej młodzieńczej naiwności uwierzyłem, w zapewnienia o podobieństwe tego "instrumenta" do saxofonu i ochoczo wyraziłem zgodę. Niestety saxhorn okazał się wielką tubą z jaką obnoszą się górnicy podczas procesji chodzonej. Jako chłopię wątłych rozmiarów (wtedy oczywiście;)) zostałem przyduszony przez tę wielką masę muzyki. O mych perypetiach co do dalszych losów mych zapędów muzycznych, napiszę podczas kolejnej relacji z Jazzowego Vitalisa.
Już dziś zapraszam na cykliczne, piątkowe spotkania w klimatach romantycznych zamyśleń.
Poniżej garść klimatycznych fotografii z tego niezapomnianego wieczoru. Hmmm niezapomnianego nie tylko dlatego, że grał saxofon.;)
Hospes
komentarze archiwalne
|