W czwartek zapraszamy na kolejny wernisaż w CS Galerii EL. W Krużganku pojawią się fotografie Tomasza Karpińskiego, odczytanych zostanie również kilka jego wierszy, bowiem poezją Karpiński zajmuje się od kilkunastu lat.
Przed przyjazdem do Elbląga poprosiłam Tomka o odpowiedzi na kilka luźnych pytań, by wprowadzić tych, którzy przyjdą na wernisaż w klimat jego twórczości.
Z Tomkiem Karpińskim rozmawia Karina Dzieweczyńska
Karina Dzieweczyńska: Pokuśmy się o rozpatrzenie Twoich fotografii w kontekście Twoich wierszy. Jaki wpływ mają Twoje wiersze na Twoje fotografie? Na ile można mówić o literackości/poezji Twoich fotografii?
Tomasz Karpiński: Piszę wtedy, gdy po głowie - od dłuższego czasu - chodzą mi jakieś zbitki słów, frazy, związki frazeologiczne. I gdy ostro zajdą mi za skórę, biorę kartkę i piszę.
Ze zdjęciami jest tak, że będąc w mojej rodzinnej wsi, która zwie się Polski Konopat, bacznie obserwuję, co gdzie leży i jak mogę to wykorzystać. Pytam siebie, czy mogę coś z tego zrobić? Coś niejednoznacznego, metaforycznego. Czasami uda się to uchwycić. Czasami nie.
Pisanie i fotografowanie to dla mnie światy równoległe o wspólnym fundamencie: minimum środków – maksimum formy.
Zgodnie z tym wiersze są krótkie, aby się w nich nie zgubić. Na zdjęciach jest niewiele przedmiotów, by nie zagracić kadru. Wszystko w bieli i czerni, bo te dwa kolory pozwalają dotrzeć do najgłębszych pokładów emocji. Jak w filmach mojego ulubionego reżysera – Beli Tarra.
K.D.: Na ile układ graficzny wiersza ma przełożenie w kompozycji budowanego kadru zdjęcia? W poezji stosujesz wiersz biały, często dodajesz wolną przestrzeń pomiędzy wierszami, porównując budowę Twojego wiersza z Twoją fotografią – w niej również odnajdziemy ten mechanizm – odczuwalną przestrzeń – jakby taki oddech.
Czy pokusiłbyś się o odnalezienie w swojej pracy nad wierszami i w pracy nad fotografią wspólne elementy działania – pewne kierunki myślenia, czy też sposób formułowania znaczeń? Czy podobnie pracuje Ci się nad wierszem i fotografią? Czy są też jakieś znaczące różnice?
T.K.: Nie lubię przeładowania, zagracenia kadru czy przegadanych zwrotów. Wszystko ma być proste. „Obrabiając” zdjęcia nie używam skomplikowanych programów typu Photoshop. Nie potrafię ich obsługiwać. Wykorzystuję darmowy program ściągnięty z Internetu. Kadruję, zmieniam kolor na czerń i biel i podwyższam trochę kontrast. To wszystkie zabiegi.
Pisząc staram się by zbitki słów, zwrotów, fraz, które chodzą mi po głowie, tworzyły pewną całość. Nie piszę rymowanek. Nie potrafię. Haiku lubię czytać. Pisanie ich to koszmar. Do swoich wierszy podchodzę sceptycznie. Nie lubię ich czytać. Utworów nie ma zbyt wiele. Czasami myślę, że wszystko zostało już napisane, a to, co piszę, to zbitka przypadkowych fragmentów, które już istnieją. Nihil novi sub sole.
K.D.: Na pierwszy rzut oka prawie każde (a właściwie każde) Twoje zdjęcie przywołuje spokój, wręcz odczucie pewnego wytchnienia, dopiero po chwili łapię się, że jest w nich coś trudnego, coś niepokojącego. W Twoich wierszach – też jest podobnie – proste słowa, ale często w ciężkich zestawach
(„ścinasz mnie z nóg
kosami warg”).
Na ile można mówić o pewnej świadomej „drapieżności”, „kąśliwości” Twojej wypowiedzi?
T.K.: Każdy z nas nosi w sobie demony, które próbuje okiełznać. Jak wspomniałem, nosi się je w sobie, nie na ramieniu, gdzie ponoć jest miejsce na duszę. Za pomocą słów, kadrów, próbuję te biesy ogarnąć, uspokoić. Łatwiej jest z nimi wtedy żyć.
Zapytasz, jakie demony mnie trapią? Na pewno: pesymizm, łatwowierność, naiwność. Niektórych jeszcze nie potrafię nazwać. Niektóre mają postaci konkretnych osób.
K.D.: Twoje zdjęcia są konceptualne, to zaskakujące i dziwne pomysły, które wprowadzasz w życie, i które wymagają od Ciebie samego bezpośredniego zaangażowania Twojego ciała, skorzystania z Twojej cielesności (nakładasz na głowę papierową tutkę czy metalowe wiadro; obwiązujesz się prześcieradłem i wchodzisz na drabinę, opartą o drzewo, przyjmując pozę „frasobliwego”; plączesz się w sieci; pedałujesz na rowerze położonym na trawie). To w jakimś stopniu ekshibicjonizm. Jak się z tym czujesz?
T.K.: Ten ekshibicjonizm był mi potrzebny, by stać się bardziej łagodnym i wyrozumiałym dla swojego ciała. By się z nim godzić. Kiedy patrzę na swoje stopy, dłonie, jak na stopy i dłonie kogoś innego, wydają mi się ładniejsze. Zapytasz, czy nie lubię siebie? Odpowiem – mniej niż kiedyś. Można powiedzieć, że to forma terapii.
Biała szata to kurtyny, za którą mogę być, kim chcę. Bez kulturowego kagańca. Kadry są często absurdalne i zabawne. Takie mają być. Tak jest łatwiej.
K.D.: Opowiedz na przykładzie wybranego przez siebie zdjęcia, jak wyglądały przygotowania do jego wykonania. Chodzi o szczegółowy opis prac z aranżowaniem wymyślonego kadru.
T.K.: Na przykład zdjęcie „Ślimak” powstało w lesie, niedaleko domu moich rodziców, we wsi Polski Konopat. Wybrałem się pewnego razu na spacer. W lesie znalazłem stary, potłuczony, kamienny garnek. Dziura w ścianie była ogromna i sprawiała, że garnek przypominał hełm. Poszedłem do domu po aparat i statyw. Wróciłem, ustawiłem sprzęt, nastawiłem samowyzwalacz, przygotowałem się, i zrobiłem to zdjęcie.
Gdy chciałem zrobić zdjęcie „Film” o pomoc poprosiłem mamę i brata. Oni trzymali drabinę. W międzyczasie dorwałem naszą kotkę i posadziłem ją na drabinie. O dziwo siedziała spokojnie. Statyw, aparat, samowyzwalacz. I poszło.
Większość przedmiotów, które pojawiają się na zdjęciach to stare graty, znalezione gdzieś na strychu, w przydrożnym rowie, lesie. Czuje z nimi jakąś więź, łączność.
K.D.: Dziś, czujesz się bardziej poetą, czy fotografem?
T.K.: Próbuję pisać. A zdjęcia? Nie jestem fotografem z wykształcenia. Parametry techniczne sprzętu to dla mnie czarna magia. Wszytko robię na tzw. „wyczucie”. Jeszcze wiele muszę się nauczyć. Zatem – odpowiadając na pytanie – nie czuję się poetą czy fotografem. Coś w środku mnie zachęca, pcha do działania. Bezczynność potrafi zabić.
W nowych zdjęciach odchodzę powoli od fotografowania siebie. Pojawiają się inni ludzie. Na przykład moja kochana babcia Zosia, moi rodzice. Wszystko w surowych klimatach wsi, jak u Tarra.
Karina Dzieweczyńska, kurator wystawy „Pół-Karpia”, CS Galeria EL
Galeria El Zaprasza
komentarze archiwalne
|